Jako, że moje życie się nieco odmieniło,to i strona www musiała się zmienić. Zapraszam na nową stronę, na której piszę o edukacji: www.DorotaPiwowarska.pl

A to jest mój blog, który pisałam od 2007r.
To strona o edukacji. O edukacji niekonwencjonalnej, ciekawej. Niekoniecznie regularnej i systematycznej, ale na pewno twórczej i zabawnej.
A o domowej w szczególności. Piszę ją jako mama dwojga dzieci , które były nauczane tą metodą .
Jeśli jesteś rodzicem, który troszczy się o swoje dziecko , i dla którego system szkolny nie ma oferty edukacyjnej lub jeśli jesteś nauczycielem i czujesz, że w sobie pasję do nauczania a system
szkolny Cię ogranicza, to zapraszam Cię do lektury mojego bloga.

Zamieszczam tutaj moje osobiste przemyślenia, różne informacje, rozwiązania wynikające z doświadczenia oraz
porady czysto praktyczne, nie stanowiące porad prawnych,
finansowych, psychologicznych.

wtorek, 29 lipca 2014

zachowuję się jak prawdziwy kajakarz...




Nasze kajaki "porzucone" pod skarpą, na której były przepyszne jeżyny.

meandry rzeki Rawki
Dzisiaj zachowywałam się jak prawdziwy kajakarz. Siedząc na środku rzeki, oddawałam się błogiemu lenistwu, kiedy nagle usłyszałam krzyk mojego dziecka.
Podziwiam moje dzieciaki. Świetnie radzą sobie w trudnych warunkach bojowych na rzece.
Rawka jest naprawdę piękną rzeką i jeśli komuś marzy się przygoda, to się nie zawiedzie. Nie jest to rzeka dla początkujących lub dla tych, co chcą w spokoju pomachać wiosłem. To rzeka dla podróżników, szukających przygód i niestrudzonych sportowców. Trzeba się czasem schylić pod opadającym konarem  składając się jak scyzoryk, czasem trzeba machać wiosłem szybciej, czasem wolniej. Trzeba wiedzieć, kiedy należy wziąć jakąś przeszkodę szybko, a kiedy baaaardzo wolno.  
Nie raz nam się kajak przechylił i było dużo krzyku, bo nalała się woda górą. Dzieciaki w kajaku znalazły żabę i trzeba było szybko zrobić postój, żeby pozbyć się pasażera, który nie wiosłuje. Tak,  tak. Warunki są ostre. Kto nie wiosłuje, ten wypada z gry! No, może z wyjątkiem mamy, która ma jakiś inny potajemny układ z tatą, który ochoczo wiosłuje za mamę też!
Są chwile, kiedy można być trochę rozleniwionym, a są takie jak ta, że kajak się chybocze, bo dopłynęliśmy do olbrzymiego drzewa, które się zwaliło podczas ostatniej burzy. I nie można się już beztrosko opalać, ani zajadać czekoladowych batoników. Pora wziąć się w garść, skupić się i przemyśleć: przenoska czy damy radę to jakoś opłynąć. Przenoska oznacza tyle, że trzeba dobić do brzegu (trzeba najpierw znaleźć dogodne miejsce), wysiąść z kajaka, przenieść kajak, który nie waży tyle, co piórko i dalej zwodować, usadowić się ponownie, odepchnąć się wiosłami i szczęśliwie płynąć dalej. I to wszystko we dwie osoby. Piszę, że we dwie jest niby trudniej.  Tak mówi mój mąż, gdy narzeka, kiedy moje wiosko nie robi tego, co on chce. Śmiejemy się, że mój bluethooth się popsuł. I do tego dochodzi jeszcze głód, bo nie można jeść na zawołanie, dochodzi niewygoda, bo po kilku godzinach siedzenia pupa boli i nogi drętwieją i dochodzi jeszcze najgorsze! –Maaamaa- weź te straszne muchy końskie!-krzyczał mój 16-letni syn jak małe dziecko. To efekt tego, że na śniadanie zjadł tylko małą kanapeczkę i teraz jest jego czas na drugie śniadanie. A my na wodzie! I co robić???
Z głodu nie można sobie żartować, a szczególnie, nie można żartować, gdy godne jest dziecko. Nawet 16-letnie ma prawo do jedzenia. A nawet i obowiązek. Bo nawet bardziej się opłaca dziecko nakarmić, niż wysłuchiwać narzekania na końskie muchy, niebieskie ważki, skaczące  koniki, czy inne latające paskudztwa.  W tym miejscu chcę przeprosić wszystkich biologów, przyrodników i innych pasjonatów tych stworzeń, ale moim celem nie było obrażanie niczyichś uczuć, a jedynie oddanie klimatu narzekania.
Gdybym pierwszy raz popłynęła na jakąś rzekę szeroką, wygodną bez przenosek, z eleganckimi polami biwakowymi, to chyba by mnie to nie zachwyciło. I nie było by o czym pisać. 

3 komentarze:

  1. Ja mam takie serdeczne pytanie: jak Pani uważa, czy mając doświadczenie jedynie jednego dwudniowego spływu po wymagającej rzece (w grupie 8 mężczyzn, 4 kajaki), warto porwać się na np, jednodniowy spływ z żoną i dwójką małych dzieci (poniżej 5 lat)? Trochę się boję, że w razie wywrotki ciężko by było ratować dwójkę maluchów i do tego ogarnąć przerażoną żonę. To mnie powstrzymuje, choć bym chciał. Dzieci przywykłe do niewygód, więc nie chodzi o tę kwestię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My pływaliśmy z dziećmi, jak były małe. Nie jesteśmy jakimiś wytrawnymi kajakarzami. Po prostu lubimy spędzać czas aktywnie. Z dziećmi i żoną może warto by było wybrać jakąś spokojną rzeczkę, polecam Czarną Hańczę, bo jest piękna, szeroka i w miarę wygodna. Nie polecam Pilicy, bo chodź jest szeroka, to ma zwodnicze wiry podwodne.
      Poza tym wy, panowie, lubicie sporty i sytuacje bardziej ekstremalne niż panie (ogólnie, bo bywa też odwrotnie), więc najlepiej niech Pan porozmawia z żoną, co dla niej jest ważne. Jeśli zapewni jej Pan bezpieczeństwo dla dzieci, to nie powinno być większych problemów.
      Kajak lepiej wziąć szeroki, żeby się nie wywracał. U nas było też tak, że ja płynęłam z jednym dzieckiem, mąż z drugim. Dziecko ubieramy w kapok. Najlepiej mieć dla dziecka kupiony z gwizdkiem. To zapewnia dużą dozę bezpieczeństwa. Poza tym, nie ma co się martwić na zapas. Kajaki się tak szybko nie wywracają:-))
      Proponuję zacząć od jednego dnia, bo kobiety mają różne potrzeby: toaleta, wygląd, lusterka, wygoda, czysto... itd. Mój mąż wie, że ja mam zawsze swoją torebkę ze sobą. Ciągle się pyta: Po co? Ale to też w nim lubię!
      Z dziećmi trzeba robić częstsze przerwy, np. co godzinę, żeby mogły pobiegać. Na wielu rzekach są fajne pola biwakowe, a na Czarnej Hańczy gospodynie sprzedają na pomoście pyszne jagodzianki. To jeden ze sposobów utrzymania dziecka w jednym miejscu: coś do pochrupania:-))

      Usuń