Jako, że moje życie się nieco odmieniło,to i strona www musiała się zmienić. Zapraszam na nową stronę, na której piszę o edukacji: www.DorotaPiwowarska.pl

A to jest mój blog, który pisałam od 2007r.
To strona o edukacji. O edukacji niekonwencjonalnej, ciekawej. Niekoniecznie regularnej i systematycznej, ale na pewno twórczej i zabawnej.
A o domowej w szczególności. Piszę ją jako mama dwojga dzieci , które były nauczane tą metodą .
Jeśli jesteś rodzicem, który troszczy się o swoje dziecko , i dla którego system szkolny nie ma oferty edukacyjnej lub jeśli jesteś nauczycielem i czujesz, że w sobie pasję do nauczania a system
szkolny Cię ogranicza, to zapraszam Cię do lektury mojego bloga.

Zamieszczam tutaj moje osobiste przemyślenia, różne informacje, rozwiązania wynikające z doświadczenia oraz
porady czysto praktyczne, nie stanowiące porad prawnych,
finansowych, psychologicznych.

środa, 4 lutego 2009

Nasza nauka do egzaminów

Odkryliśmy fajny portal edukacyjny dla amerykańskich dzieci Homeschoolersów.
http://www.brainpop.com/

Uczymy się na nim angielskiego i innych przedmiów.

Poza tym biorę jakiś krótki tekst, np. o złodziejach i rysuję piktogramy. Potem czytając tekst pokazuję palcem na rysunku. Nie ma bata, dziecko musi zrozumieć , bo poruszone są aż trzy kanały percepcyjne: słyszy, co czytam, widzi, co pokazuję i rusza się- też pokazuje palcem.
Następnie słówka: każde piszę / albo rysuję na osobnej kartce. Zadaję pytania do tekstu i pokazuję slówko, które jest odpowiedzią.

Na koniec: co udało mi się osiągnąć? Dzieci nie mówią zniechęcone, że znowu angielski. Tylko siadają ze mną.
Bartek często w ciągu dnia podczas jakiejś zabawy pyta o słówko po angielsku. Bardzo lubi ze mną rozmawiać i wygłupiać się .

To dla mnie jest cenna wskazówka, że dzieci przyswajają ten język.
Na razie odbywa się to głównie przez intuicję.
Trzeba poświęcić masę godzin na otoczenie się tym językiem, stworzenie tak zwanego tortu. Potem przyjdzie czas na wyciaganie wisienek, to znaczy tego, co dziecko ma naprawdę umieć "pamięciowo", a dopiero na samym końcu można z tego zrobić test. Wcześniej nie ma sensu. Bo język jest niewyćwiczony.

Niestety w szkole zaczyna sie od testu i na teście sie kończy. Przygotowane przez lewopó
Na każdym egzaminie jest jakiś głupi test. Nie służy to niczemu dla dziecka, jedynie sprostaniu bezsensownemu wymogowi systemu szkolnego.

My, żeby wyćwiczyć czas Past Simple będziemy to robić przez następne dwa lata (w przypadku Bartka). Dopiero wtedy możemy być "poddani" jakiemuś sprawdzianowi. Dzieci "szkolne" też potrzebują masę czasu na to.( nie chodzi o samą konstrukcję czasu, bo jest prosta, ale o jego swobodne użycie w różnych sytuacjach i w porównaiu do innych czasów).

I tu nie chodzi tylko o egzaminy językowe. Tak samo jest z każdym przedmiotem.

Dlaczego?

Bo my doświadczamy, uczymy sie poprzez otaczanie w danej dziedzinie i ucząc się języka danej dziedziny. To, przez co my musimy przebrnąć, to jest zawężenie naszego wielkiego świata do pewnych "wyćwiczonych" treści. A jest to niezwykle trudne, choćby na półrocze.

Ktoś, kto uczy się w ten sposób, potrzebuje co najmniej dwóch lat.

Dlatego egzaminy powinny być na koniec etapów edukacyjnych.

W tej chwili niestety nasza nauka wygląda tak, że my sobie, a egzaminy sobie. Idziemy dwoma torami, co jest dla nas i trudne i bezsensowne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz