Wracamy
właśnie w imprezy socjalizacyjnej, która trwała…. 5 dni. Byliśmy u rodziny w
edukacji domowej. Rodziny, w której jest 8 dzieci. To była uczta dla ducha i
pozytywnych emocji. Pomimo braku
własnego prysznica, wyjechaliśmy napełnieni szczęściem, ciepłem i życzliwością
gospodarzy.
Wracamy
do … olbrzymiego miasta, gdzie ludzie się nie znają i nawet sąsiedzi nie mówią
sobie „Dzień dobry”,
Wracamy
do pracy, w której ludzie są traktowani jak roboty;
Wracamy
do szkoły, w której nie można powiedzieć, co się myśli, bo nie podoba się to
pani nauczycielce.
Wracamy
do bloków, w których jest czysto i schludnie, ale nie ma olbrzymiego stołu, przy którym można
zasiąść w 15 osób i gadać do rana.
Wracamy
do zajęć domowych, które wykonuje się samemu i z przymusu, i z którym nic nie
wynika…
Wracamy
do wygodnego fotela i luksusowego telewizora, w który, znów zobaczymy te same
beznamiętne oczy polityków mówiące więcej i więcej, czy celebrytów, chcących
nas przekonać, że zdrowie się nie liczy tylko na ile operacji plastycznych było cię stać…
Wracamy
do ludzi, z którymi lepiej nie rozmawiać
na trudne tematy i tylko mówić ze sztucznym uśmiechem : jest ok…
Wracamy
do socjalizacji...
Aż tak źle? No chyba jest coś dobrego w tym miejskim świecie?
OdpowiedzUsuńMy mieszkamy na osiedlu w wielkiej płycie i nie jest tak starsznie, chociaż ten stół na 15 osób....
Pozdrawiam serdecznie! :)