Nasze kajaki "porzucone" pod skarpą, na której były przepyszne jeżyny. |
meandry rzeki Rawki |
Dzisiaj zachowywałam się jak prawdziwy kajakarz. Siedząc na
środku rzeki, oddawałam się błogiemu lenistwu, kiedy nagle usłyszałam krzyk
mojego dziecka.
Podziwiam moje dzieciaki. Świetnie radzą sobie w trudnych
warunkach bojowych na rzece.
Rawka jest naprawdę piękną rzeką i jeśli komuś marzy się
przygoda, to się nie zawiedzie. Nie jest to rzeka dla początkujących lub dla
tych, co chcą w spokoju pomachać wiosłem. To rzeka dla podróżników, szukających
przygód i niestrudzonych sportowców. Trzeba się czasem schylić pod opadającym
konarem składając się jak scyzoryk,
czasem trzeba machać wiosłem szybciej, czasem wolniej. Trzeba wiedzieć, kiedy
należy wziąć jakąś przeszkodę szybko, a kiedy baaaardzo wolno.
Nie raz nam się kajak przechylił i było dużo krzyku, bo
nalała się woda górą. Dzieciaki w kajaku znalazły żabę i trzeba było szybko
zrobić postój, żeby pozbyć się pasażera, który nie wiosłuje. Tak, tak. Warunki są ostre. Kto nie wiosłuje, ten
wypada z gry! No, może z wyjątkiem mamy, która ma jakiś inny potajemny układ z
tatą, który ochoczo wiosłuje za mamę też!
Są chwile, kiedy można być trochę rozleniwionym, a są takie
jak ta, że kajak się chybocze, bo dopłynęliśmy do olbrzymiego drzewa, które się
zwaliło podczas ostatniej burzy. I nie można się już beztrosko opalać, ani
zajadać czekoladowych batoników. Pora wziąć się w garść, skupić się i przemyśleć:
przenoska czy damy radę to jakoś opłynąć. Przenoska oznacza tyle, że trzeba
dobić do brzegu (trzeba najpierw znaleźć dogodne miejsce), wysiąść z kajaka,
przenieść kajak, który nie waży tyle, co piórko i dalej zwodować, usadowić się
ponownie, odepchnąć się wiosłami i szczęśliwie płynąć dalej. I to wszystko we
dwie osoby. Piszę, że we dwie jest niby trudniej. Tak mówi mój mąż, gdy narzeka, kiedy moje
wiosko nie robi tego, co on chce. Śmiejemy się, że mój bluethooth się popsuł. I
do tego dochodzi jeszcze głód, bo nie można jeść na zawołanie, dochodzi
niewygoda, bo po kilku godzinach siedzenia pupa boli i nogi drętwieją i
dochodzi jeszcze najgorsze! –Maaamaa- weź te straszne muchy końskie!-krzyczał
mój 16-letni syn jak małe dziecko. To efekt tego, że na śniadanie zjadł tylko
małą kanapeczkę i teraz jest jego czas na drugie śniadanie. A my na wodzie! I
co robić???
Z głodu nie można sobie żartować, a szczególnie, nie można
żartować, gdy godne jest dziecko. Nawet 16-letnie ma prawo do jedzenia. A nawet
i obowiązek. Bo nawet bardziej się opłaca dziecko nakarmić, niż wysłuchiwać narzekania
na końskie muchy, niebieskie ważki, skaczące koniki, czy inne latające paskudztwa. W tym miejscu chcę przeprosić wszystkich
biologów, przyrodników i innych pasjonatów tych stworzeń, ale moim celem nie
było obrażanie niczyichś uczuć, a jedynie oddanie klimatu narzekania.
Gdybym pierwszy raz popłynęła na jakąś rzekę szeroką,
wygodną bez przenosek, z eleganckimi polami biwakowymi, to chyba by mnie to
nie zachwyciło. I nie było by o czym pisać.
Ja mam takie serdeczne pytanie: jak Pani uważa, czy mając doświadczenie jedynie jednego dwudniowego spływu po wymagającej rzece (w grupie 8 mężczyzn, 4 kajaki), warto porwać się na np, jednodniowy spływ z żoną i dwójką małych dzieci (poniżej 5 lat)? Trochę się boję, że w razie wywrotki ciężko by było ratować dwójkę maluchów i do tego ogarnąć przerażoną żonę. To mnie powstrzymuje, choć bym chciał. Dzieci przywykłe do niewygód, więc nie chodzi o tę kwestię.
OdpowiedzUsuńMy pływaliśmy z dziećmi, jak były małe. Nie jesteśmy jakimiś wytrawnymi kajakarzami. Po prostu lubimy spędzać czas aktywnie. Z dziećmi i żoną może warto by było wybrać jakąś spokojną rzeczkę, polecam Czarną Hańczę, bo jest piękna, szeroka i w miarę wygodna. Nie polecam Pilicy, bo chodź jest szeroka, to ma zwodnicze wiry podwodne.
UsuńPoza tym wy, panowie, lubicie sporty i sytuacje bardziej ekstremalne niż panie (ogólnie, bo bywa też odwrotnie), więc najlepiej niech Pan porozmawia z żoną, co dla niej jest ważne. Jeśli zapewni jej Pan bezpieczeństwo dla dzieci, to nie powinno być większych problemów.
Kajak lepiej wziąć szeroki, żeby się nie wywracał. U nas było też tak, że ja płynęłam z jednym dzieckiem, mąż z drugim. Dziecko ubieramy w kapok. Najlepiej mieć dla dziecka kupiony z gwizdkiem. To zapewnia dużą dozę bezpieczeństwa. Poza tym, nie ma co się martwić na zapas. Kajaki się tak szybko nie wywracają:-))
Proponuję zacząć od jednego dnia, bo kobiety mają różne potrzeby: toaleta, wygląd, lusterka, wygoda, czysto... itd. Mój mąż wie, że ja mam zawsze swoją torebkę ze sobą. Ciągle się pyta: Po co? Ale to też w nim lubię!
Z dziećmi trzeba robić częstsze przerwy, np. co godzinę, żeby mogły pobiegać. Na wielu rzekach są fajne pola biwakowe, a na Czarnej Hańczy gospodynie sprzedają na pomoście pyszne jagodzianki. To jeden ze sposobów utrzymania dziecka w jednym miejscu: coś do pochrupania:-))
Dziękuję za sugestie.
OdpowiedzUsuń